Często przeciwstawia się egoizm, rozumiany jako cyniczne realizowanie wyłącznie własnych interesów, altruizmowi rozumianemu jako idealistyczne oraz bezinteresowne czynienie dobra. Jako pole działań szlachetnych widzimy dobroczynność, a biznes kojarzy się z twardym wydzieraniem kawałka tortu dla siebie. W wielu głowach telepią się mity i schematy układające się w popularne zdania „teraz to już nikt nie działa bezinteresownie”, „w kapitalizmie liczy się tylko pieniądz”, „dawniej ludzie pomagali sobie nawzajem, a teraz…”. Nie wiem kiedy to było (to „dawniej”), bo ponoć już Platon narzekał na współczesny mu upadek obyczajów, paskudną młodzież i tęsknił do przeszłości, a Święty Benedykt swój zakon założył w związku z egoizmem współczesnych mu ludzi. Od tysięcy lat uważamy, że działanie na rzecz innych jest piękne i szlachetne, ale występowało ono dawniej. (ale w konkretnym „dziś” już nie jest bezinteresowne).

Niestety, albo raczej na szczęście, nic bardziej mylnego. Zdrowy rozsądek, potoczna obserwacja, ustalenia naukowe mówią zupełnie co innego.

Profesor Ewa J. Godzińska, szefowa Pracowni Etologii w PAN w wywiadzie drukowanym w Przekroju twierdzi, że natura tak już nas wyposażyła, że „czynienie dobra się opłaca”.           W artykule pod tym tytułem twierdzi, że „Dobro jest przejawem siły, nie słabości. Osobnik niskiej jakości ma mało do zaoferowania i dużo do stracenia. Sam z trudem sobie radzi. Będzie się więc bał czynić dobro. Natomiast osobnik silny może sobie pozwolić na to, by dużo stracić. Będzie pomagał innym, działał na ich korzyść. W ten sposób wysyła sygnał: <<Jestem silny. Nawet jeżeli paru z was mnie oszuka, to i tak nic mi się nie stanie. Stać mnie na to.>>”

Tendencja do działania na rzecz dobra wspólnego, dobrego samopoczucia innych ludzi, redukowania cierpienia jest w pewnym sensie wbudowane w naszą konstrukcję psychofizyczną. Potwierdzają to na przykład badania mózgu. Daniel Goleman w słynnej książce p.n. Inteligencja emocjonalna” pisze, że  Wyposażeni jesteśmy w specyficzne układy neuronalne powodujące, w skrócie mówiąc, współodczuwanie. Intensywnie czujemy to, co przeżywa druga osoba. Nazywamy to zjawisko empatią. Na jej bazie formują się w naszym życiu głęboko przeżywane wartości. Dzięki temu jeżeli zrobimy coś dla kogoś, wraca to do nas zarówno na poziomie przyjemności, jak i związanej z wartościami satysfakcji. Wymiana emocjonalna z różnymi osobami jest niezbędnym paliwem życia. A działanie na rzecz dobra innej osoby wprost uaktywnia obszary mózgu, dając poczucie sensu.

Schematy na temat natury człowieka

Ta ważna, bazowa wiedza o naturze ludzkiej jest przez wiele osób kwestionowana, uważana za idealistyczną, wręcz infantylną. „W życiu liczy się przebiegłość, konkurencja, zimne kalkulowanie zysków i strat”. Taki sposób myślenia to bardzo silnie zakorzeniony w wielu umysłach stereotyp. Stereotyp jest mocno zakorzenionym nawykiem myślowym, który selekcjonuje docierające do mózgu informacje. Osoba postrzegająca świat przez takie właśnie „okulary” w sposób automatyczny dostrzega wokół siebie wszelkie tezy potwierdzające to założenie. Doświadczenia niosące inny przekaz (że ktoś zrobił coś z troski o kogoś, w imię wartości, dla uzyskania poczucia sensu) są „przeinterpretowywane” lub po prostu nieświadomie ignorowane. Osoby takie mają cały czas mocne potwierdzenie swojego obrazu świata. Pozwala to uzasadnić zachowania, w których kierujemy się założeniami permanentnej wojny wszystkich ze wszystkimi i… na zasadzie samospełniającej się przepowiedni kreujemy świat nieprzyjazny, wojowniczy, pełen intryg i podstępów. Można na różne sposoby analizować przyczyny takiego przeżywania rzeczywistości.

W indywidualnej perspektywie to nasze urazy, złe doświadczenia, nieodreagowane emocje przytłaczają przytomny, realistyczny ogląd świata. W rozwoju wielu osób potrzeba miłości, zaufania, przyjaznej relacji została na różne sposoby „nadwyrężona”. Najtrudniejsze są doświadczenia z wczesnego dzieciństwa. Tak już to natura ustawiła (rozwiązała), że dzieci rodzą ludzie młodzi, niedoświadczeni, nieprzygotowani do swoich ról. Często zamotani we własne problemy, trudności życia uciekają przed prawdziwym kontaktem z dzieckiem w nadopiekuńczość lub chłód emocjonalny. Tym samym naruszają bazowe poczucie bezpieczeństwa. Jeżeli dołożymy do tego bezosobową szkołę, gdzie wszelka wymiana emocjonalna przeszkadza we wtłaczaniu informacji i dzikość życia w grupach rówieśniczych, które rzadko są w sensowny sposób wspierane przez dojrzałych dorosłych, to mamy już dobre podłoże do wrogich reakcji, nieprzyjaznych wzorów komunikacyjnych, ukształtowania się wewnętrznych przekonań o potrzebie działania egoistycznego. Wchodzimy w dorosłe życie z bagażem tego typu emocji generujących przekonania i tezy na temat wrogiego świata.

Większość ludzi idzie do pracy, czyli trafia do biznesu, w którym ciągle jeszcze panują stare schematy, przesądy, nawyki. Świetnie oddaje to Cevey w swojej genialnej książce „8 nawyk”. Pisze on:   

„Najważniejszymi aktywami i głównymi siłami napędowymi do­brej koniunktury gospodarczej w epoce przemysłowej były maszyny i kapitał – rzeczy. Ludzie byli niezbędni, ale wymienialni. Można było kontrolować i przebierać w pracownikach fizycznych bez więk­szych konsekwencji – podaż przewyższała popyt. Po prostu miałeś więcej sprawnych ludzi, którzy spełniali ścisłe wymagania. Ludzie byli jak przedmioty – można było racjonalnie ich wykorzystywać. Gdy wszystkim, czego potrzebujesz, jest ludzkie ciało i tak naprawdę nie chcesz umysłu, serca czy ducha człowieka (stanowią one czyn­niki hamujące swobodny przebieg procesów w epoce maszyn), to zredukowałeś go do roli przedmiotu.

Zatem wiele naszych współczesnych metod zarządzania wywodzi się z epoki przemysłowej. Wykształciła w nas ona przekonanie, że ludzi trzeba kontrolować i kierować nimi.

Dała nam takie pojęcie księgowości, w której ludzie są koszta­mi, a maszyny aktywami. Pomyśl o tym. W bilansie zysków i strat umieszcza się ich jako koszty, wyposażenie jest w zestawieniu bi­lansowym traktowane jako inwestycja.

Dała nam filozofię motywowania metodą kija i marchewki — tak jak motywuje się osła, pokazując mu z przodu marchewkę (nagroda), a z tyłu okładając kijem (strach i kara).

Dała nam scentralizowane planowanie wydatków, w którym ten­dencje ekstrapoluje się na przyszłość, a hierarchia i system są tak ukształtowane, żeby wykorzystać środki – przestarzały, wsteczny zwyczaj, który produkuje kultury „podlizywania się”, gdzie panuje sposób myślenia „wydajmy pieniądze, bo w przyszłym roku nam nie dadzą”, oraz gdzie chroni się swój dział.

Wszystkie powyższe sposoby działania, a także wiele innych, wywodzą się z epoki przemysłowej – opierającej się na pracownikach fizycznych.

Problem polega na tym, że obecnie menedżerowie nadal stosują model kontroli z epoki przemysłowej w odniesieniu do pracowni­ków opierających się na wiedzy. Ponieważ wiele osób zajmujących kierownicze stanowiska nie dostrzega prawdziwej wartości po­tencjału swoich pracowników oraz nie ma całościowego, jasnego zrozumienia ludzkiej natury, zarządzają ludźmi tak jak przedmiotami, ów brak zrozumienia uniemożliwia im również wykorzystywanie najwyższej motywacji, talentów i geniuszu pracowników. Co się dzieje, gdy dzisiaj traktuje się ludzi jak przedmioty? To ich obraża i alienuje, depersonalizuje pracę i przyczynia się do powstawania kultur cechujących się niskim poziomem zaufania, rywalizacją i buntowniczością.”

Stephen R. Covey   „8 nawyk. Od efektywności do wielkości i odkrycia własnego głosu” Dom Wydawniczy REBIS Poznań   

Jak widzimy, pogląd na temat paskudnej natury człowieka ma głębokie zakorzenienie zarówno w naszym rozwoju indywidualnym, jak w zbiorowym doświadczeniu epoki przemysłowej i uformowanych na nim przekonaniach.

Warto podkreślić, że w tych rozważaniach nie chodzi mi o opowiadanie się po którejś ze stron odwiecznego sporu filozoficznego na temat natury dobra i zła.

Prądy etyczne sformowane przez mądrych myślicieli dumających nad naturą wszechrzeczy stawiają bardzo różne tezy, które jednak nie ma specjalnego znaczenia przy praktycznie dokonywanych W chrześcijaństwie toczy się spór o to, czy dobro i zło to dwa byty istniejące niezależnie od siebie, czy też, jak chciał św. Augustyn, istnieje dobro, a zło to po prostu jego brak. Inni filozofowie zwracają uwagę na to, że dobro i zło jest relatywne i wynikające z umowy społecznej, wypracowanych wzorów zachowań. Filozofie wschodu przekonują nas o jedności przeciwieństw, uzupełnianiu się różnych rodzajów energii, a do rozważań o dobru podchodzą nieco sceptycznie.

Jednak wszystkie te filozofie, będące efektem poszukiwania prawdy, sensu, w przełożeniu na codzienną praktykę wskazują podobne ścieżki rozwoju. Rozwoju, czyli dążenia do lepszych relacji międzyludzkich, budowania sensowniejszego porządku społecznego, samorealizacji w wymiarze jednostkowym i zbiorowym.

  • Jeżeli tkwi w nas zło, a naszym przeznaczeniem jest szarpanie się z ospałością duszy, to w praktyce musimy to przezwyciężać, a w biznesie budować zasady współpracy pozwalające na dobrą pracę.
  • Jeżeli problemem jest brak dobra, nie uruchomione potencjały, należy otwierać oczy, odbudowywać poczucie własnej wartości i bazując na wewnętrznych mocach rozwijać umiejętności i kompetencje. W biznesie musimy odblokowywać naturalne tendencje ludzi.
  • Jeżeli istotą jest nawiązanie kontaktu z wewnętrznymi energiami, to poprzez medytacje, zarządzanie własną energią i samoświadomość budujemy osobową bazę do kreatywnego działania.

W praktyce wychodzi na jedno – trzeba szukać efektywnych sposobów budowania świata wartości, w którym działanie na rzecz innych jest dającą przyjemność i różne inne profity normą.

Natomiast stetryczałe biadolenie, że świat jest wrogi, a ludzie nieprzyjaźni jest nie tylko biernym uleganiem mechanizmom obronnym, ale także wygodnym zwalnianiem się od odpowiedzialności za los swój i otaczającego nas świata.

Wyzwanie współczesności 

Można ze stoickim spokojem uznać, że w każdej epoce spotkać można było ludzi radosnych, otwartych, potrafiących dzielić się sobą i czerpiących radość z „dawania siebie innym”. Zawsze też była masa ludzi zgryźliwych, podejrzliwych, agresywnych lub zahamowanych, którym świat jawił się wrogim, zamieszkanym przez potwory w ludzkiej skórze łez padołem.

Kłopot w tym, że czasy się zmieniły. Cichcem, cichcem, ani się nie obejrzeliśmy, jak w nasze życie wsączać się zaczęła „cywilizacja wiedzy”. 

„…jesteśmy ostatnią generacją starej cywilizacji, a zarazem pierwszym pokoleniem nowej. Dlatego wiele naszych osobistych lęków, niejasności i uczuć zagubienia rodzi się z konfliktu, który rozgrywa się w nas samych i w instytucjach naszego życia. Jest to konflikt pomiędzy umierającą cywilizacją drugiej fali a wynurzającą się cywilizacją, która domaga się dla siebie miejsca. Jeżeli raz to zrozumiemy, wtedy wiele bezsensownych na pierwszy rzut oka wydarzeń ukaże swą głęboką treść. Zaczną się odsłaniać zarysy wielkiego wzorca przemian.

(Alvin i Heidi Tofflerowie „Budowa nowej cywilizacji”)

Rdzeniem nowej cywilizacji jest uczenie się, stały rozwój, kreatywność, współpraca. Obronne założenia typu: „człowiek człowiekowi wilkiem”, jako tako mogło się sprawdzać w walkach plemiennych, w konstruowaniu dominacji królów, czy też stanowić bazę dzikiego kapitalizmu. Więcej, osoby tak myślące mogły odnosić sukcesy, bogacić się, zdobywać władzę. Szczęśliwie te praktyki powoli odchodzą do lamusa. W nowej gospodarce sukces odnosi się dzięki tworzeniu sieci współpracy, komunikacji, synergii. Zamknięty, nieprzyjazny innym człowiek nie jest w stanie rozumieć tego, co się wokół  niego dzieje. Samotnie nikt nie jest w stanie, nawet powierzchownie zapoznać się z przyrastającą, różnego typu wiedzą, ani też opanować koniecznych technologii, procedur, czy procesów. Nie rozumiejąc… wypada z gry. Nie awansuje, często traci pracę, a w konsekwencji staje się wykluczonym.

Wzmocnijmy to rozumowanie cytatem z ważnej książki Ericha Fromma „Mieć czy być”

„Potrzeba głębokiej przemiany człowieka jest rezultatem nie tylko nakazów etycznych czy religijnych ani wyłącznie wymaganiem psychologicznym wynikającym z patogennej natury naszego obecnego charakteru społecznego, lecz również warunkiem zwykłego przetrwania ludzkiej rasy. Prawe życie nie polega już jedynie na spełnianiu norm etycznych lub religijnych. Po raz pierwszy w historii samo istnienie ludzkiej rasy zależy od radykalnej odmiany ludzkiego serca. Lecz przecież zmiana w ludzkim sercu wydarzyć się może tylko w takim stopniu, w jakim współwystępujące zmiany ekonomiczne stworzą szansę takiej przemiany, dając tym samym odwagę i wizję, która pozwoli ją urzeczywistnić.”

Erich Fromm Mieć czy być Dom Wydawniczy REBIS str.47

Podziel się!

Shares