Pytanie JAK JEST

Od tysięcy lat człowiek poszukiwał odpowiedzi na pytanie „JAK JEST”. Dzięki inteligencji byliśmy w stanie zrozumieć rozmaite zjawiska, wykryć ciągi przyczynowo-skutkowe, opisywać mechanizmy otaczających nas zjawisk. Fenomenem jest to, że kiedyś jacyś nasi przodkowie przekroczyli praktyczne zastosowanie wiedzy i zaczęli poszukiwać odpowiedzi na pytania egzystencjalne, albo dotyczące natury świata. Zaczęli się zastanawiać, po co żyjemy, jak postępować słusznie, etycznie.

Budowanie wiedzy pozwoliło rozwinąć technikę, dzięki której zdecydowana większość ludzi nie boi się zimna, głodu, siły zwierząt mających nad nami przewagę fizyczną. Zaczęliśmy tworzyć coraz bardziej złożone organizacje (plemiona, osady, narody, państwa) przeczuwając jakiś wyższy porządek wszechrzeczy. Zrodziły nam się religie, praktyki duchowe pozwalające pogłębiać nasze życie. Stworzyliśmy naukę zajmującą się stawianiem pytań kompletnie nieużytecznych, które pozwalają na odkrycia teoretyczne, które nagle stają się źródłem nowych technologii, albo pomagają rozwiązać realne problemy.

Cała ta nasza pasja poznawania osadzona była na wszystkim, co w nas piękne i całym naszym   wewnętrznym brudzie. Wiedzy używaliśmy zarówno do tego, żeby zbudować domy dające schronienie, jak i do tego, żeby te domy skutecznie burzyć. Potrafiliśmy się zorganizować w ludzkie wspólnoty wyrzynając równocześnie inne ludzkie wspólnoty (najczęściej uprzedzając wyrzynanie „naszych”). Umiemy skonstruować maszyny pozwalające nam latać, dzięki którym możemy podróżować i uczyć się od innych i dzięki którym mogliśmy ich zbombardować.

Dotarliśmy do dziwnego w dziejach ludzkości punktu. Ilość i jakość produkowanej wiedzy przyspiesza każdego dnia w tempie geometrycznym. W ciągu kilkunastu lat świat opasał gigantyczny, stale rozwijający się system nerwowy nazywany Internetem. Technologia pozawala na konstruowanie machin, które kilkadziesiąt lat temu pojawiały się w rojeniach niepoważnych entuzjastów. Stworzyliśmy struktury pielęgnujące wartości duchowe (kościoły, ruchy religijne) działające w poprzek ukształtowanych narodów i państw. Rozrastają się także twory teoretycznie gospodarcze (korporacje), które wprowadzają swoje rozwiązania w różnych kulturach, na różnych kontynentach. Tworzymy coraz większe twory administracyjne (Stany Zjednoczone, Unia Europejska). Za chwilę zaczniemy zmieniać własne garnitury genetyczne, zbudujemy przydomowe elektrownie atomowe, może zaczniemy zaludniać jakieś planety?

Jesteśmy jakoś tak skonstruowani, że lubimy wiedzieć, jak jest. Nasza pogoń za wiedzą wywodzi się z głęboko ludzkiej potrzeby zrozumienia. Zrozumienia po to, żeby uniknąć niebezpieczeństwa, zażyć przyjemności, ale też poczuć sens tego, w czym żyć nam przyszło. Jedni są przekonani, że go odkrywamy, inni, że nadajemy. Niektórzy w zaciekłej próbie utrzymania go fiksują się na zdobywaniu władzy, lub pieniędzy, inni zawiedzeni ludzką podłością i głupotą koncentrują się wyłącznie na swojej rodzinie. Jeszcze inni bronią tego, w czym się urodzili i gotowi są w imię swojego narodu, czy religii walczyć z całą (z założenia paskudną) resztą świata.

W morzu informacji, praktyk duchowych, poszukiwań intelektualnych, możliwości technicznych coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że pełna wiedza o rzeczywistości, w której tkwimy, a także rzeczywistości, którą tworzymy, jest niemożliwa do osiągnięcia. Ciągłe odkrycia zamiast uspakajająco odpowiadać na pytania generuję w miejsce jednego setki nowych. Wspaniałe wynalazki zamiast zaspakajać poczucie bezpieczeństwa i kontroli tworzą nowe możliwości. A wszystko to wyzwala procesy, które niszczą planetę, wykluczają miliony ludzi, tworzą nowe podziały.

Pytanie CO ROBIĆ

Jestem praktykiem. Ciągle podejmuję jakieś wyzwania, angażuję się w projekty zmiany społecznej, doskonalenia biznesu, rozwoju młodzieży itp. Staram się je robić jak najlepiej, ale tonę w ilości informacji, sposobów działania, wypracowanych procedur. Stale słyszę, że trzeba zdiagnozować sytuację, zdefiniować misję, postawić cele i w oparciu o to działać. Kłopot w tym, że cały ten proces definiowania jest już działaniem. Samo zadawanie pytań zmienia rzeczywistość. Paradoksalnie z tego wynika, że podejmujesz działanie z marszu, w oparciu o to, co do tej pory wiesz i jak myślisz o świecie. A na dodatek całe to definiowanie, a później działanie wg planu uruchamia procesy, które przynoszą nową wiedzę. I żeby było jeszcze trudniej, jeżeli jakiś projekt trwa dłuższy okres czasu, to w tym czasie powstaje masa wiedzy, która wprost odnosi się do tego, co dzieje się w projekcie.

W tej sytuacji, nie deprecjonując pasji poznawania tego JAK JEST, musimy coraz więcej uwagi przykładać do odpowiedzi na pytanie „CO ROBIĆ”. Trzeba pogodzić się z niepokojem wynikającym z działania w warunkach niepewności. To, co zrobimy dzisiaj, kierując się doświadczeniem i wiedzą najlepszych specjalistów, jutro (w świetle nowych odkryć, zjawisk i procesów  społecznych może okazać się drogą do nikąd. Musimy planować, starać się przewidywać i być nieustannie gotowym na ciągłe drobne korekty, albo rewolucyjne zmiany kierunku. Musimy być otwarci na dziesiątki perspektyw, sposobów widzenia, odmiennych metod analizy, a także na intuicje, przeczucia różnych ludzi.

Chcąc sensownie działać trzeba mieć jakiś grunt pod nogami. Tym gruntem nie może być już aktualna wiedza, tylko wartości, perspektywa i cel. Oczywiście jedną z najważniejszych jest stałe rozwijanie wiedzy (proces coraz lepszego rozumienia), ale nie zamknięta, oparta na wczorajszej wiedzy diagnoza. W każdym razie przyglądając się z metapoziomu całemu temu procesowi poszukiwania, tworzenia, budowania, odkrywania, czyli inaczej dążenia do sensu i skuteczności, można zobaczyć pewien podstawowy dla istoty człowieczeństwa wzór. Coś, co naprawdę odróżnia nas od całego cudownego świata przyrody, a także od najdoskonalszych maszyn z gigabajtowymi komputerami włącznie. W naszym języku pojęciem najlepiej to oddającym, łączącym bardzo różne poszukiwania i wiary, są WARTOŚCI. A właściwie świadome do nich dążenie.

  • Dążenie do prawdy konstytuowało nasze poszukiwanie.
  • Dążenie do miłości budowało transcendentny sens naszych wspólnot (od rodziny, klanu, narodu po całą ludzkość).
  • Działanie na rzecz dobra wspólnego pozwala budować gospodarkę opartą na jakości.
  • Wolność, ta immanentna cecha człowieczeństwa, stanowi warunek bycia sobą – jednostek, grup, społeczności.
  • Piękno, wynikająca z niego harmonia daje jakiś rodzaj porządku (wraz z ciągłą potrzebą  burzeniem go).

Nie wiem, czy wymieniłem wszystkie. W ogóle rozdzielanie ich wydaje się być zabiegiem sztucznym, wymuszonym przez logikę języka. Jak wyobrazić sobie miłość bez prawdy, wolność bez dobra etc. I w ogóle badaczom i mistrzom ducha pokornie pozostawiam odpowiedź na pytanie skąd się one biorą, jak jeszcze inaczej je można zdefiniować. Olbrzymi procent ludzi radzi sobie z tym używając pojęcia Boga. Inni mówią o ogólnoludzkim, humanistycznym przesłaniu.  

Niezależnie od przyjętej perspektywy (czyli osobistej odpowiedzi na pytanie „JAK JEST”) praktyka stawia przed nami wyzwanie krystalizowania tych wartości w konkretne zachowania, zwyczaje, wręcz techniki. Weźmy taką komunikację. Jej istotą jest dążeniem do porozumienia (budowanie wspólnoty), a jaj zaprzeczeniem jest walka i wzajemna deprecjacja. Erich Fromm pięknie to ujął – w rozmowie można BYĆ, albo MIEĆ RACJĘ. Odkrycie „komunikaty JA” (mówienie JA TAK SADZĘ, a nie „JEST TAK I TAK” buduje przyjazną przestrzeń rozmowy).

Odpowiedź na pytanie co robić z tej perspektywy wydaje się jasna i prosta. Stale pracować nad zakorzenianiem się w wartościach i korzystać w maksymalny sposób z morza informacji, wiedzy, doświadczeń. Niby nic prostszego, a jednocześnie chyba najtrudniejsza rzecz pod słońcem. Cały czas musisz świadomie działać (jak tego nie podejmujesz, to w pełni oddajesz pole procesom i ludziom, ustawiającym cię bez Twojej woli). Działając podejmujesz decyzje cały czas wiedząc, że nie zostały przeanalizowane tysiące przesłanek, które mogą mieć decydujący wpływ na efektywność tego, co chcesz osiągnąć.

We współczesnym świecie pracujemy projektami. To już sukces – odchodzimy od sztywnych instytucji budując sieciowe organizacje elastycznie podejmujące ciągi działań mające swój wyraźny początek i zakończenie. Jednak już projekty zaczynają być niefunkcjonalne. Ludzie ze swoją potrzebą stabilności umawiają się na jakieś cele, budują działający wg jakowyś reguł zespół, opracowują mierniki sukcesu… A tu w środku akcji pojawiają się nowe spostrzeżenia, odkrycia, albo wręcz technologie. Na to wszystko nakłada się dynamika relacji międzyludzkich (poczucie wspólnoty i rywalizacja, przeżycie porozumienia i złożony, współ-zawiniony konflikt etc.). Rozsądne założenia zamieniają się w ciasny, dysfunkcjonalny gorset. Często w imię zawartych umów kontynuuje się coś, co nie ma już sensu, albo można by to było zrobić taniej, lepiej i szybciej.

W taki oto sposób filozoficzna wydawałoby się problematyka (różnica między pytaniami „jak jest” i „co robić”) przenika naszą codzienność, wpływa na efektywność, warunkuje jakość życia i pracy.  

Podziel się!

Shares