Powiedzenie o kimś, że jest empatyczny oznacza właściwie bardzo pozytywną ocenę. To ktoś wrażliwy, potrafiący pomóc w trudnej sytuacji, okazujący współczucie… Odwrotną konotację posiada słowo „emocjonalny”. Ten ostatni na wszystko reaguje silnymi emocjami. Jego reakcje są z pogranicza nieprzewidywalnych, przez co bywa nieprzystosowany, nieadekwatny, nie reaguje na „racjonalne” argumenty.

Kłopot w tym, że każdy osobnik ludzkiego gatunku jest zarówno emocjonalny, jak i empatyczny. Są to nasze biologiczne, kulturowe i… duchowe korzenie.

EMOCJE

Emocje są podstawowym wyposażeniem człowieka. To pierwotny, głęboki sposób reagowania na rzeczywistość. Dzięki nim jesteśmy w stanie wiele reakcji wykonywać automatycznie, nawykowo i spontanicznie. Ich siedliskiem są stare, bazowe obszary mózgu, tzw. ciało migdałowate. Są podłożem uczuć, stanowią o naszej indywidualności. Dzięki nim możemy budować relacje z innymi ludźmi, tworzyć wspólnoty, walczyć, zwyciężać i przegrywać doświadczając całego spektrum uczuć związanych z tym stanem. Więcej, dzięki nim możemy rozwijać naszą głęboką duchowość, poszukiwać odpowiedzi na pytania egzystencjalne.

W naszej kulturze emocje są deprecjonowane. Często udajemy, że ich nie ma, wypieramy, staramy się je opanować lub zanegować. Niestety rzeczywistość ma to do siebie, że istnieje. Udawanie, że emocji nie ma powoduje tylko to, że „działają na dziko”. Wybuchają w najmniej oczekiwanym momencie, budują naiwny, głupawy optymizm albo cwaniacką, spiskową teorię wszystkiego. Czasami kumulują się w zatęchłą nienawiść. Brak samoświadomości, pracy nad rozwijaniem tzw. inteligencji emocjonalnej powoduje, że właśnie emocje, często w sposób niekontrolowany rządzą wieloma naszymi zachowaniami. Nabieramy do kogoś dystansu, kupujemy towar opakowany w sposób pobudzający nasze emocje, wybieramy polityków, którzy nas emocjonalnie uwodzą… Jednak to nie emocje są winne, tylko to, co z nimi robimy. Udając, że nad nimi panujemy, w istocie pozwalamy im nas zalewać i kierować sobą. Jak to zobaczymy, wstydzimy się i tym bardziej staramy się opanować i powstrzymać swoje emocje. Takie lekarstwo, gorsze czasem niż choroba, powoduje ogólny mętlik, uruchamiając cały szereg, niejednokrotnie naprawdę wątpliwych procesów.

Coraz więcej osób zrywa z tym destrukcyjnym modelem życia. Pracują nad pogłębianiem świadomości, sztuką koncentracji, budowaniem osobowych relacji z innymi ludźmi pomagającymi rozwijać sferę uczuciową. Robią to intuicyjnie (mądrzy rodzice, sensowni duchowni, zaangażowane nauczycielki), lub intencjonalnie, podejmując rozmaite treningi, warsztaty, ścieżki rozwoju duchowego.

Wspólnym efektem tego typu działań (niezależnie od wspaniałej różnorodności języka, celów, założeń) jest próba osiągnięcia stanu, który w psychologii nazywa się dojrzałością emocjonalną. 

Cóż to takiego jest? Jak do tego dochodzi?

Dziecko kochane, któremu pozwala się na ekspresję emocji stawiając przy tym wyraźne granice, wyrasta na osobę mającą kontakt z własnymi emocjami i potrafiącą nimi… zarządzać. Dzięki temu kształtuje się w nas proces decyzyjny, bazujący na emocjach i myśleniu, przy jednoczesnym udziale wolnej woli. W ten sposób rodzi się w człowieku przekonanie o własnej sprawczości, rozumiane jako wyznaczanie indywidualnych kierunków działań. Rodzi się stan „wewnątrzsterowności”, „samoświadomości”, w którym człowiek podejmuje decyzje w zgodzie z sobą – swoimi uczuciami, wiedzą i wartościami.  

Niestety, praktycznie życie każdego dziecka poddane jest różnym trudnym, często przekraczającym jego aktualne możliwości adaptacyjne, doświadczeniom. Nadopiekuńczość, lub chłód emocjonalny, własne problemy emocjonalne rodziców zakażające relacje z dzieckiem, często fatalne, kompletnie irracjonalne, ale zakorzenione w kulturze przesądy wychowawcze wsparte bezosobową, autorytarną szkołą i dzikim życiem społecznym grup rówieśniczych potrafią u najzdrowszego osobnika rozwinąć dziwaczne mechanizmy obronne dające w efekcie spory poziom leku, napięcia, budującego postawy agresywne lub zahamowania. To efekt mikro-zaburzeń emocjonalnych, które ma zdecydowana większość z nas.

Niektórzy trafili gorzej. Traumy wynikające z nadużyć seksualnych, przemocy, wzrastania w patologicznych środowiskach, zneurotyzowanych rodzinach tak mocno naruszyły sferę emocjonalną, że zaburzyły cały rozwój jednostki. Mamy w wyniku ludzi nieszczęśliwych, cierpiących, uzależniających się, agresywnych – generalnie zatruwających życie sobie i innym.

Niestety zaburzenia emocjonalne, choć niekoniecznie w tak dramatycznych przejawach, dotyczą większości ludzi. Ja właściwie nie znam osoby (ze mną włącznie), która z powodu takich właśnie mikro-zaburzeń, czyli tzw. kompleksów, niskiego poczucia własnej wartości lub zawyżonej samooceny, napięcia, lub lęku nie narobiła sobie i innym niebywałych kłopotów. Ilość toksycznych związków, chorych ambicji, nierealistycznych oczekiwań, naiwnych wyobrażeń prowadzi do kryzysów, zakaża rodziny, dramatycznie obniża efektywność firm.

Na szczęście zdecydowana większość osób dostała także od rodziców wiele miłości, opieki i uwagi. Rodziny, a później środowisko potrafiło przekazać głębokie wartości, uwrażliwić na piękno, nauczyć samodyscypliny i sztuki długotrwałego wysiłku. W oparciu o te dobre doświadczenia wielu osobom udaje się przekroczyć własne ograniczenia, zrozumieć siebie i dynamikę rozmaitych procesów na tyle, że budują osobowe relacje, odnajdują w życiu miłość i poczucie sensu.

Każdy z tzw. normalnych ludzi, w miarę sprawnie funkcjonujących w życiu społecznym, jest swoistą kompozycją dojrzałości, mądrości, samoświadomości i sztywnych nawyków, lęków, nieadekwatnej samooceny. 

EMPATIA

Ważną cechą życia emocjonalnego jest empatia. To biologiczny mechanizm łączący nas z innymi ludźmi. To także emocje, tylko związane  ze stanem innej osoby. Martin L. Hoffman pisze „… najważniejszym warunkiem reakcji empatycznej jest zaangażowanie procesów psychicznych sprawiających, że dana osoba odczuwa emocje, które bardziej pasują do sytuacji innej osoby niż do jej własnej”.

Zasadniczo emocje są osobistą odpowiedzią na pojawiające się zdarzenia. Ktoś nam zagraża, przeżywamy strach lub furię – mobilizujemy się do ucieczki lub walki. Ciekawe jest to, że potrafimy podobne emocje przeżyć w sytuacji, kiedy zagrożenie nie dotyczy bezpośrednio nas, tylko kogoś innego. I to zarówno wtedy, kiedy dzieje się z nim coś niedobrego, jak i wtedy, gdy spotyka go szczęście ( Założę się, że przynajmniej raz w życiu wzruszyłeś się na widok zakochanych?) albo radość (pamiętasz ujmująco „zaraźliwy” uśmiech, życzliwość?).

Empatia w swojej podstawowej postaci jest podobnie pierwotna, jak emocje. Już niemowlak płacze słysząc płacz innego niemowlaka. Małe dziecko widząc ranę innego dziecka reaguje silnymi emocjami i tuli się do rodziców. W miarę rozwoju empatia staje się źródłem zachowań zmierzających do bycia z innymi (zabawa, rozmowa), a także przeciwdziałania cierpieniu innych. I tak jak rozwija się nasza dojrzałość emocjonalna, empatia osiąga coraz to wyższe stadia dojrzałości. Potrafimy rozwinąć postawę troski, poczucie sprawiedliwości, odczuwać smutek lub gniew związany z krzywdą ludzi, których w ogóle nie znamy. Emocjonalna reakcja empatyczna rozwija się razem z nami. I podlega niestety tym samym mechanizmom, co całe nasze życie emocjonalne. Może nas zalewać (zarażamy się bezrozumnie stanami innych osób), może służyć naszemu mechanizmowi agresji i autodestrukcji (zanurzamy się z paradoksalną lubością w toksyczny związek, atakując się bez przerwy nawzajem). Może też być bazą konstruktywnej komunikacji, współpracy, a także miłości, czy wrażliwości społecznej.

Czym w takim razie jest dojrzała empatia?

Prześledźmy to na przykładzie.

Wyobraź sobie, że znajdujesz się w pokoju ze znajomym, który właśnie dowiedział się o tym, że zwolniono go z pracy. Jest potwornie przybity, zdenerwowany. Ma poczucie, że jego świat się zawalił. Jego emocje falują od smutku do wściekłości. Cała sytuacja budzi w Tobie sporo napięcia i lęku własnego, bo nie wiesz, czy to koniec zwolnień. Zimny dreszcz przechodzi Ci po plecach – może następny na liście jesteś Ty! To są emocje związane z Twoją sytuacją. Jednocześnie czujesz współczucie – znasz sytuację kolegi, wiesz, jak bardzo był zaangażowany w ostatni projekt i jakie nadzieje z nim wiązał. Aż fizycznie odczuwasz poczucie zawodu, niesprawiedliwości, choć z drugiej strony wiesz, że jest kryzys, firmie spadły przychody i nie ma za co utrzymać dotychczasowego zatrudnienia. Tak właśnie działa złożony mechanizm empatii.

Przeżywane emocje mogą skłonić cię do różnych działań. Strach o siebie powoduje, że postanawiasz dowiedzieć się, jak się sprawy mają. Jeżeli cię „zalewa”, przestajesz niestety odczuwać empatię i zachowujesz się skrajnie egocentrycznie (np. odsuwasz się od „zwalnianego”, podlizujesz na wszelki wypadek decydentom). Jeżeli jednak to Ty kontrolujesz emocje, a nie one Ciebie, odczuwać możesz współczucie owocujące chęcią pomocy. Niestety, tu nie koniec pułapek. Możesz to zrobić niedojrzale, egocentrycznie, wręcz inwazyjnie. „Nie martw się stary, jakoś będzie”, „Choć na piwo, trzeba się uchlać, to minie”, „O jejku, co Ty teraz zrobisz?”, albo jak słoń w składzie porcelany „Musisz teraz się przygotować na  rozmowę z żoną…”. To wszystko pod pozorem pomocy pomaga ukryć własną bezradność i chęć jak najszybszego zredukowania nieprzyjemnego, Twojego stanu emocjonalnego. Możesz też „przejąć” emocjonalnie całą sytuację – tak się wściec na pracodawcę, że to Ciebie trzeba będzie uspakajać.

Zareagować dojrzale jest być może nieco trudniej, ale daje dużo więcej prawdziwej satysfakcji. Istotą jest tu sztuka pełnego skoncentrowania się na drugiej osobie. To pozwoli poczuć mu Twoją obecność, zaangażowanie, życzliwość. Możesz zapytać, czy chce zostać sam, czy wręcz przeciwnie – potrzebuje być z kimś. Ton głosu, ruchy Twoich oczu, mimika twarzy zasygnalizują Twoją życzliwość. Możesz zaproponować rozmowę, albo milcząc usiąść niedaleko i być obecnym. Możesz wskazać jasne strony, zaoferować długofalową pomoc, albo pomóc mu odreagować (człowiek w silnych emocjach dodatkowo jeszcze się wstydzi tego, że nie panuje nad sobą i przez to jeszcze bardziej się nakręca). Dojrzałość empatyczna opiera się na tym, że nie odcinając się od swoich emocji (ba, nawet czerpiąc z nich energię i siłę do działania) koncentrujesz uwagę na drugim człowieku. Dzięki temu dość szybko usłyszysz, czy to, co proponujesz, jest dla kolegi pomocne, akceptowalne, czy wręcz przeciwnie. Możesz „podążać za nim” dając to, czego w tym momencie potrzebuje – możesz milczeć, albo mówić, żartować, albo przytulić, wyjść, albo towarzyszyć. Możesz też „zarazić” go optymizmem, humorem lub pozwolić nabrać dystansu. To cała gama sposobów na to, żeby udzielić rzeczywistej pomocy w konstruktywnym przeżyciu sytuacji.

Empatia ważna jest nie tylko w sytuacjach dramatycznych. Jest codziennością, zjawiskiem towarzyszącym nam w pracy, życiu rodzinnym, zabawie, odpoczynku. Nasz mózg wyposażony jest w tzw. neurony lustrzane, które aktywizują się w wyniku kontaktu z każdym napotkanym człowiekiem. Jednocześnie mamy szereg doświadczeń z ludźmi, przemyśleń, przekonań… Jeżeli potrafimy zintegrować naszą intuicję z poznawczą obróbką intelektualną, możemy dokonywać sensownych wyborów, intensywnie się uczyć w oparciu o doświadczenie, budować osobowe relacje z innymi ludźmi, angażować się w sprawy społeczne, przeżywać sztukę i dojrzewać do modlitwy, czy medytacji.

Dzięki świadomości, że jesteśmy bytem empatycznym, możemy też skuteczniej kierować naszym życiem. Wiele osób w wyborze miejsca pracy kieruje się atmosferą, sposobem traktowania ludzi, relacjami między współpracownikami. Często rezygnują z większych pieniędzy, bo chcą czuć się dobrze, móc z zainteresowaniem rozmawiać ze współpracownikami, być wysłuchiwanym i sprawiedliwie ocenianym. W wyborach towarzyskich staramy się znaleźć ludzi gotowych na wspólną zabawę, rozmowę, o podobnej wrażliwości i stylu. Stare ludowe przysłowie „Kto z kim przestaje takim się staje” to mądra świadomość wpływu empatycznego, jaki wywieramy na siebie nawzajem.   

AKTYWNE SŁUCHANIE

Empatię, podobnie jak dojrzałość emocjonalną, można rozwijać. Przydać to się może każdemu, ale w  nowoczesnej gospodarce wiele ról zawodowych wręcz istotowo związanych jest z nawiązywaniem kontaktu, wyczuciem i zrozumieniem klienta, czy współpracownika. W takiej sytuacji znajdują się managerowie, nauczyciele, trenerzy, coachowie. Właściwie, choć brzmi to egzotycznie, lekarze i cała służba zdrowia powinna ostro wziąć się za trenowanie postaw empatycznych. Nowocześni sprzedawcy, którzy nie wciskają, tylko chcą naprawdę dobrze doradzić klientowi, muszą wyostrzyć sztukę empatycznego zrozumienia.

Niezbędnym warunkiem zaistnienia empatii – pewnego rodzaju sytuacji przepływu, wzajemnego „dostrajania się neuronów lustrzanych” – jest doprowadzenie do takiej sytuacji, w której jesteśmy w stanie skoncentrować się nawet nie tyle na komunikacji, ile na sobie nawzajem. Ale czym właściwie jest ta koncentracja? Punktem wyjścia niech będzie dla nas zjawisko, które funkcjonuje w każdym z nas i które znacznie ułatwia nam życie, mianowicie uwaga. Pod tym hasłem kryje się szereg zachodzących w naszych umysłach procesów, które odpowiadają m.in. za utrzymanie naszego organizmu w stanie gotowości do działania oraz, co ważniejsze, pozwalają na wyodrębnienie z otoczenia istotnych  w danym momencie elementów, tłumiąc oddziaływanie tych zasadniczo bez znaczenia. To właśnie nazywamy koncentracją uwagi z perspektywy psychologii procesów poznawczych. Na poziomie bardziej emocjonalno-społecznym koncentracja uwagi pozwala na „chłonięcie całym sobą” przeżyć, intuicji, stanów, rozważań czy wyobrażeń innych.

Niestety wszelkie sytuacje codzienne, gdzie cały czas trzeba coś załatwiać, gdzieś pędzić, a rzeczy i myśli ciągle krążą nam po głowie – niekoniecznie sprzyjają takiej koncentracji. Z kolei w sytuacjach zawodowych najczęściej koncentrujemy się na zadaniach, a nie na ludziach. A przecież przy wykonywaniu rozmaitych zadań szalenie ważna jest współpraca, z którą  z kolei nierozłącznie wiąże się komunikacją, a z tą z kolei koncentracja na innych. Cóż więc pozostaje?

Dobra wiadomość jest taka, że koncentrację uwagi można ćwiczyć. Co więcej można ją rozwijać samodzielnie poprzez medytacje, relaks czy wszelkiego rodzaju pracę nad samym sobą, własną świadomością etc. Koncentrację na drugim człowieku z kolei, a ta właśnie jest sednem tegoż artykułu, możemy ćwiczyć poprzez aktywne słuchanie.

Słuchanie jakoś tak odruchowo kojarzy się z biernością, czy pasywnością. Wydaje się, że stroną aktywną jest ten, który mówi, nie zaś ten, który słucha. Samo to słowo ma trochę podwójną konotację: po pierwsze klasyczne słuchanie, jako odbiór wrażeń dźwiękowych, po drugie słuchanie jako bycie posłusznym, uległym, a więc znów biernym. Tymczasem okazuje się, że słuchanie może być procesem jak najbardziej czynnym.

Słuchanie aktywne, bo o takim tu mowa jest procesem empatycznego dostrojenia się do uczuć i myśli drugiego człowieka. Na poziomie fizjologicznym uaktywniane są specyficzne struktury mózgowe. Na poziomie psychologicznym oznacza to możliwie maksymalnie otwarcie na przekazy werbalne i niewerbalne, znaczenia i emocje płynące od osoby, na której koncentruje się słuchający. Na poziomie duchowym oznacza decyzję na osobowe spotkanie, wejście w relację JA – TY.

Istnieją różne techniki aktywnego słuchania. Bazą wszystkich jest praca nad własną świadomością i samym sobą. Właściwie na bardzo różnych warsztatach trenujemy słuchanie innych w taki sposób, aby choć na chwilę odłożyć własne myśli, czy poglądy na bok i z autentyczną ciekawością obserwować świat drugiego człowieka. Spróbować go zrozumieć i słuchać dla niego, a nie tylko dla zaspokojenia własnej ciekawości czy innych potrzeb. Chodzi o to, by darowując swoją uwagę, stworzyć przestrzeń drugiemu człowiekowi  na wewnętrzny proces uświadamiania, odkrywania. Dzięki temu może on „mocniej zaistnieć” i odreagować to, co ma do odreagowania. Takie słuchanie można w zasadzie porównać do nasłoneczniania rośliny – stwarzania optymalnych warunków do samodzielnego rozwoju. Koncentrując się na danej osobie i aktywnie jej słuchając przyczyniamy się do tego, że ta osoba zaczyna intensywniej istnieć, a stosując kategorie Ericha Fromma  „bardziej być”.

Różnicę między modi bycia oraz posiadania moż­na łatwo zaobserwować, porównując dwa rodzaje konwersacji. Rozważmy mianowicie typową debatę między dwoma ludźmi, w której interlokutor A po­siada poglądy XYZ, natomiast rozmówca B po­siada poglądy PQR. Każdy z nich utożsamia się ze swoim własnym zdaniem. Dla każdego ważne jest jedynie znalezienie lepszych, tzn. mocniejszych ar­gumentów na poparcie swojej tezy. Z kolei żaden z nich nie spodziewa się, iż w wyniku dyskusji zmia­nie ulegnie jego własna opinia lub opinia adwersa­rza. Zarówno A, jak i B obawiają się zmiany poglą­dów, gdyż traktują je jak swoją własność, a każda zmiana zdania jest przecież równoznaczna z jego od­rzuceniem, a więc oznaczać musi stratę, zubożenie. (…)

Po przeciwnej stronie znajdują się ludzie, którzy do sytuacji konwersacyjnej podchodzą bez uprzed­niego przygotowania, bez wcześniejszego uzbrojenia własnego aparatu psychicznego. Zamiast tego reagu­ją spontanicznie i twórczo na wszystko, co może ich spotkać. Zapominają o sobie, o własnej wiedzy, o po­siadanym statusie. Wówczas ich ja usuwa się w cień i to właśnie umożliwia rozwinięcie pełni komunikacji z drugą osobą oraz prezentowanymi przez nią ide­ami. W ten sposób rodzą się nowe idee, gdyż nikt nie trzyma się kurczowo pojęć już istniejących. Oso­bowość posiadająca polega na tym co m a, osobowość bytująca siłę swą czerpie z faktu, że jest, że żyje i że zrodzić może coś zupełnie nowego, gdy tylko zdo­będzie się na odwagę oddania się i spontanicznej re­akcji. Osoby takie pełnię istnienia uzyskują w akcie rozmowy, gdyż nie usztywnia ich nerwowa troska o to, co posiadają. Ich spontaniczna żywotność jest zaraźliwa, często pomaga innym przezwyciężyć wła­sny egocentryzm. Dzięki takiej postawie rozmowa przestaje być rodzajem wymiany towarów (informa­cji, wiedzy, korzyści wynikających z zajmowanej pozycji), a staje się dialogiem, w którym nie liczy się już, po czyjej stronie jest racja. Niedawni przeciwni­cy w werbalnym pojedynku zaprzestają walki, jej miejsce zajmuje rodzaj tańca, po którym rozstanie nie przynosi poczucia triumfu lub smutku – – oba stany są jednakowo jałowe – – lecz radość. 

Erich Fromm „Mieć czy być”

Zastosowanie tego w praktyce jest trudne i wymagające, szczególnie w sytuacjach zadaniowych, w których ciężko odciąć się od własnych poglądów i skoncentrować się tylko i wyłącznie na drugiej osobie. Często bowiem w takich sytuacjach przeważa w nas chęć jak najlepszego wykonania zadania i ostatnią rzeczą o jakiej wówczas myślimy jest skupianie się na drugim człowieku. Podobne trudności można napotkać, gdy w dialogu uczestniczą osoby z zupełnie różnych profesji, które na co dzień posługują się skrajnie odrębnym kodem językowym, stąd wsłuchanie się w drugą stronę jest tym bardziej uciążliwe.

Na szczęście istnieją pewne dowody na to, że czegoś takiego jak aktywne słuchanie oraz umiejętność dostrajania do siebie neuronów lustrzanych – można się nauczyć. Podobnie jak w sztukach walki, jeśli poświęcimy odpowiednią ilość czasu na ćwiczenia w koncentracji i skupieniu, to potem, w sytuacji walki wyzwoli się w nas spontaniczna, ale odpowiednia reakcja. Podobnie w technikach teatru Grotowskiego, gdzie nie chodziło o to, aby aktor na pamięć wyuczał się roli. Istotniejsze było to, aby praktykować różne doznania w skupieniu i koncentracji na tyle długo, by w konkretnych sytuacjach być w stanie naturalnie i spontanicznie wcielić się w jakąś rolę.

Trening słuchania świetnie oddaje John Enrait w artykule „Pozycje słuchania terapeutycznego”

„Poprzez świadome i intencjonalne ćwiczenie pozycji słuchania przez krótki okres czasu dość szybko, na poziomie działania i percepcji, nauczyć się można, jakie efekty najprawdopodobniej wywoła dana pozycja u klientów. Praktyka taka nie powoduje uczenia intelektualnego ale raczej wiedzę organizmiczną. Poziom uzyskanej wiedzy podobny jest bardziej do tego, co rozwija się przy nauce jazdy na rowerze czy gry na pianinie, niż przy uczeniu się teorii. Ucząc się jazdy na rowerze opanowuje się na poziomie nerwowo-mięśniowym konsekwencje każdego ruchu. Jeżeli w określony sposób nacisnę kierownicę przy danej szybkości i w danym terenie, to nastąpi określony skręt. Z czasem można dojść, na przykład, do umiejętności robienia na drutach przy jeździe „bez trzymanki” – co wydaje się nie do pomyślenia na początku nauki. Ćwicząc pozycję słuchania w ten sam sposób można nauczyć się, jakie mogą być skutki pojedynczego słowa bądź zdania. W następstwie ćwiczenia się w pozycjach słuchania zachodzi uczenie się na poziomie organizmicznym i osoba słuchająca odnajduje w swoim słuchaniu coraz więcej elastyczności i rozmachu.”

W przypadku ćwiczenia pozycji słuchania chodzi o to, aby stać się osobą słuchającą i słyszącą.

„Właściwe wykorzystanie nabytych umiejętności nie polega na operowaniu tym, co zostało wyuczone, lecz na operowaniu wyuczonym-samym-sobą.”

Bycie osobą w centrum uwagi, bycie naprawdę wysłuchanym jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Wszyscy świetnie wiemy, co może zrobić dziecko, żeby zwrócić na siebie uwagę. Wiemy też, co się dzieje, jeżeli spotkamy na swojej drodze takiego „niewysłuchanego” człowieka. Całym sobą – swoją postawą, zachowaniem, gestami manifestuje ten stan, za wszelką cenę starając się skoncentrować na sobie uwagę. Albo w smutku i rezygnacji usuwa się zawsze w cień nie wierząc, że kogoś może zainteresować jego wewnętrzny świat.

W dojrzałym wieku mniej lub bardziej  świadomie zdając sobie sprawę z potrzeby tej uwagi wzajemnie ją sobie oferujemy. Oferujemy ją sobie w różnych formach i postaciach – w rodzinach, w relacjach przyjacielskich. Coraz częściej jest ona jasno definiowanym elementem roli zawodowej. Stanowi coraz częściej definiowany element przywództwa, zarządzania, czy obsługi klienta. Rośnie środowisko terapeutów, trenerów, również coachów, którzy sztukę koncentracji i uwagi traktują jako podstawę swojej codziennej pracy.  

PODSUMOWANIE

Zaniedbywane w codziennej egzystencji emocje, są jednym z podstawowych czynników decydujących o jakości naszej pracy, relacji z innymi, a w ogólnym rozrachunku także jakości życia. Dojrzałość emocjonalna warunkuje skuteczność zawodową, okraszoną optymalnym poziomem satysfakcji. Z kolei empatia jest jednym z podstawowych przejawów życia emocjonalnego. Może nas prowadzić na manowce, może też pomagać tworzyć wspólnotę, zespół zadaniowy, społeczność.

Nad rozwojem emocjonalnym można pracować, podobnie jak nad rozwojem empatycznym. Najprostszym, a jednocześnie najgłębszym i najtrudniejszym sposobem na jego osiągnięcie jest rozwijanie prawdziwej, osobowościowej kompetencji aktywnego słuchania. Można i trzeba uczyć się różnych zachowań, technik i procedur, ale jego istotą jest sztuka „stawania się istotą słuchającą” – tj.  koncentracji prowadzącej do spontanicznych, acz wytrenowanych reakcji i zachowań. W otaczającej nas cywilizacji wiedzy pełnienie wielu ról zawodowych i społecznych wymaga sporych kompetencji w tym zakresie. Powiększa się też grupa zawodowa, dla której sztuka aktywnego słuchania opartego na dojrzałej empatii będącej elementem rozwoju emocjonalnego i duchowego jest podstawą profesjonalizmu.

Podziel się!

Shares